Ciekawostki

O Marii Skłodowskiej-Curie

W sieci krąży „Jedyne nagranie głosu Marii Skłodowskiej-Curie”, a w istocie jest to film z roku 1931 dokumentujący przebieg paryskiej uroczystości wręczenia medalu przyznanego badaczce przez Amerykańskie Stowarzyszenie Radiologii. Z czołówki dowiadujemy się, że Skłodowska jest „znaną kobietą-naukowcem, która pomogła mężowi odkryć rzadki pierwiastek”. Rzeczywiście, wszak Pierre Curie wraz z małżonką odkryli rad i polon i razem otrzymali za to potem Nagrodę Nobla z fizyki. Co zatem drażni w tej czołówce? Czy nie to, że mimo medalu, zacnych gości i całej oprawy, z racji kontekstu stworzonego czołówką, Maria Skłodowska-Curie postrzegana jest tam jedynie jako mało istotna asystentka swego skądinąd utalentowanego męża? Przewrotnie zastanawiam się, czy oburzenie nie bierze się stąd, że twórca czołówki zbagatelizował Polkę, dając subtelnie prym Francuzowi. Bo przecież Skłodowska jest nasza. Skoro odniosła sukces, to tak, jakby każdy Polak go odniósł. Kiedy ktoś go odbiera lub umniejsza, to niemal tak, jakby dokonywał gwałtu na dorobku każdego z nas, Polaków. Ktoś odpowie: ależ skąd, oburza nas dyskryminacja kobiet! Ale czy tak samo zareagowalibyśmy na czołówkę archiwalnego nagrania, w której ktoś umniejszałby rolę Irene Joliot-Curie, córki Marii Skłodowskiej-Curie, która również wraz ze swoim mężem, Frederikiem Joliot-Curie, otrzymała Nagrodę Nobla, tyle że z chemii? Oboje są w kulturze postrzegani jako naukowcy francuscy.

Żyjemy w męskim świecie. Czasy jednak się zmieniają. Kobiety, m.in. dzięki ruchowi emancypacyjnemu, uzyskały prawa wyborcze, mogą dysponować własnym majątkiem, studiować, wstępować do armii i awansować w niej. Amerykanie dowiedzieli się – o czym opowiada film „G.l. Jane” z Demi Moore – że kobiety są równie waleczne i wytrwałe, co mężczyźni. W Polsce wiedzieliśmy o tym wcześniej, ale i tak przydałby się film o Emilii Plater, porucznik dowodzącej oddziałem w powstaniu listopadowym. Dobrze by było, gdyby taki film przeszedł pomyślnie prosty test Bechdel: musiałyby się tam pojawić przynajmniej dwie postaci kobiece, musiałyby ze sobą rozmawiać, a tematem rozmowy musiałoby być coś innego niż mężczyźni. W kulturze masowej kobiety stale muszą walczyć o pozycję. Ani „Gwiezdne wojny”, ani „Władca Pierścieni” nie przechodzą testu Bechdel.

Nie chodzę na Manify, ale staram się dostrzegać dyskryminację. Kobiety nie są takie same jak mężczyźni, różnią się między sobą cechami płciowymi, budową ciała, hormonami. Nie ma jednak żadnego powodu, by do udziału w panelu dyskusyjnym na temat roli kobiet w społeczeństwie zapraszano samych facetów. Ale też nie ma powodu, by o roli mężczyzn dyskutowały jedynie kobiety. Nie ma powodu, by dysponujący władzą facet wedle własnego widzimisię zwracał się do swojej podwładnej po imieniu. Analogicznie jednak: nie ma powodu, by dysponująca władzą kobieta przekraczała profesjonalne granice wobec podwładnego.

Kobiety i mężczyźni to ludzie i jako takim przysługują im prawa człowieka. Współczesne systemy prawne przewidują tzw. równe traktowanie. Słuszne jest, by osoby dysponujące takim samym stażem pracy, takimi samymi kompetencjami i możliwościami, otrzymywały takie samo wynagrodzenie. Czy to postulat feministyczny?

Feministki grzmią, że facet nie pomaga w domu. Wskazują, że kobieta po powrocie z pracy bierze się za drugi etat – w domu. Zachęcają mężczyzn, by myśleli feministycznie, nie zaś przed telewizorem otwierali kolejne piwo. A przecież to nie te czasy, że ktoś oddaje rękę córki wbrew jej woli. Chodzi o to, by spotkać właściwą osobę i świadomie się z nią związać. Wspomniany wyżej Frederic Joliot-Curie zaczynał karierę jako asystent, podwładny Marii Skłodowskiej. Tak poznał jej córkę i potem ją poślubił. I nawet jeśli ze względów marketingowych, to jednak zmienił też swoje nazwisko, dodając nazwisko żony do swojego. Okazuje się, że podwładny może ubiegać się skutecznie o rękę córki zwierzchnika lub zwierzchniczki, że kobieta i mężczyzna razem mogą odnosić sukcesy zawodowe.

Zwracając uwagę na dyskryminację uważam, że myślenie feministyczne jest myśleniem partykularnym. Chociaż sam nurt jest niejednolity i w czasie nastawały jego kolejne fale – walczy się w nim o równouprawnienie i emancypację jednej z możliwych grup społecznych. Przy takim podejściu z horyzontu znika problem dyskryminacji „z jakiejkolwiek przyczyny” oraz wartość nadrzędna godności człowieka jako takiego. W tym sensie feminizm to ideologia anachroniczna, przestarzała. Postępowa jest za to walka o równe traktowanie ludzi niezależnie od tego, jakiej akurat są płci.